W
pałacyku z charakterystyczną
wieżyczką i wielkim parkiem z
fontanną (działała jeszcze dwa
lata temu) przez ponad 40 lat
mieścił się specjalistyczny
szpital gruźliczy. Niemal pięć
lat temu zabytek zmienił
właściciela - został nim Urząd
Marszałkowski. Klinika
przeniosła się do Wrzeszcza, a
Stawowie opustoszało.
- Razem ze szpitalem znikło
wszystko, co tylko dało się
wymontować - mówi sopocianin
Jacek Konopacki. W Stawowiu
mieszkał przez osiem lat po
wojnie - wtedy mieścił się tam
dom dziecka dla ofiar wojennych.
Matka Konopackiego pomagała go
zakładać. - Mosiężne klamki,
drzwi, nawet windę. Grzejniki
centralnego ogrzewania też
zabrali.
Faktycznie zamiast windy straszy
pusty szyb. Pod oknami obcięte
rury. Niektóre szyby są
stłuczone. Na podłodze zostało
linoleum, stoją resztki
aparatury medycznej. Budynek
gorzej wygląda na zewnątrz -
obtłuczone schody, popękany
tynk, gdzieniegdzie grzyb. Na
szczęście do środka nie wedrze
się nikt obcy - marszałek zadbał
o całodobową ochronę.
- W Sopocie nie ma wielu takich
zabytków - mówi Dorota
Starościak, mieszkanka kurortu.
- Nie mogliśmy patrzeć, jak ten
niszczeje, dlatego założyliśmy
Inicjatywę Obywatelską
Sopot-Stawowie.
Zaczęło się przez przypadek.
Sopocianie spotkali się na
jednym z popularnych portali
internetowych. Ktoś rzucił hasło
"Stawowie", zaczęły się dyskusje
na forum. Wkrótce powstała
Inicjatywa.
- Walczymy o to, żeby do czasu
wyłonienia nowego gospodarza
Stawowie nie zostało doszczętnie
zdewastowane - mówi Starościak.
- Mamy też nadzieję, że już po
przetargu to miejsce pozostanie
otwarte dla mieszkańców i nie
powstanie tu zamknięta klinika
dla wybrańców.
Sopocianie mają swoją stronę
internetową (www.stawowie.pl),
na której zamieszczają m.in.
kopie pism, które wysłali do
instytucji odpowiedzialnych za
los zabytku. Także do
wojewódzkiego konserwatora
zabytków, którego opieką objęty
jest kompleks. - Za stan budynku
odpowiada właściciel, w tym
wypadku marszałek - mówi Marcin
Tymiński, rzecznik pomorskiego
konserwatora zabytków. -
Konserwator ma różne możliwości
egzekwowania tego obowiązku,
także tak drastyczne, jak
wywłaszczenie, jeśli budynek
faktycznie jest w fatalnym
stanie albo mniej radykalne, jak
nakaz doprowadzenia go do
porządku. Póki co sytuacja do
tego nie dojrzała.
- A co jeśli nie znajdzie się
chętny i budynek kolejne lata
będzie stał pusty? - pytamy.
Rzecznik konserwatora uspokaja:
- Wtedy podejmiemy odpowiednie
kroki, nie pozwolimy na
dewastację.
Mieszkańcy zaproponowali też
władzom kurortu, by odkupiły od
Urzędu Marszałkowskiego
Stawowie. - Miasto mogłoby je
potem odsprzedać odpowiedniemu
właścicielowi. Zabytkiem była
zainteresowana szkoła wyższa,
dlaczego nie sprzedać jej
kompleksu - zastanawia się
Starościak.
Władze Sopotu odrzuciły
propozycję mieszkańców. -
Właścicielem zabytku jest
marszałek - tłumaczy Paweł
Orłowski, wiceprezydent miasta.
- My mamy jedynie nadzieję, że
nowy gospodarz znajdzie się jak
najszybciej.
Kolejny przetarg odbędzie się 11
czerwca. Cena wywoławcza - ponad
18 mln zł.
- Spływa do nas dużo ofert,
sądzimy, że tym razem znajdzie
się dobry nabywca - zapewnia
Wiesław Byczkowski z Urzędu
Marszałkowskiego. - Niestety,
zmuszeni jesteśmy działać w
ramach prawa. Nie możemy
nieruchomości sprzedać inaczej
niż w ramach przetargu.
- Mieszkańcy boją się, że
Stawowie trafi np. w ręce
dewelopera - mówimy.
- To niemożliwe - uspokaja
Wiesław Byczkowski. - Przetarg
dokładnie określa, jakie funkcje
może pełnić obiekt - m.in.
ochrony zdrowia czy
wypoczynkowe. Oznacza to, że
Stawowie może zostać
przeznaczone na hotel, szpital
czy uczelnię, ale na pewno nie
na blok mieszkalny.
Źródło: Gazeta Wyborcza
Trójmiasto